Najlepszy substytut miłości, najskuteczniejszy afrodyzjak – czekolada
Dlaczego kobiety jedzą czekoladę za każdym razem, gdy nie wychodzi im w miłości? Czy Casanova był czekoholikiem? I ile brązowych tabliczek może sprawić, że poczujemy się zakochani?
Im więcej filmów o miłości oglądałam, tym bardziej uderzała mnie jedna rzecz. Nie, nie to, że w większości on ugania się za kilkunastoma innymi, zanim zauważy, że ta jedyna jest tuż obok i ma dziwne poczucie humoru lub nosi staromodne okulary. Ani nawet to, że większość z nich kończy się namiętnym pocałunkiem w strugach deszczu. Zastanawiała mnie znakomita częstotliwość pojawiania się motywu czekolady. I to zazwyczaj w momentach, gdy Pan Dupek dawał kosza Pannie Fajnej. Co jest w niej takiego, że koimy nią zranione serce? I czy czekolada rzeczywiście ma właściwości pobudzające?
Nie trzeba skończyć państwowego uniwersytetu, ani nawet podstawówki, by wiedzieć, że czekolada uchodzi za afrodyzjak. I to już od czasów odkrycia jej przez Azteków. Podobno ich król, Montezuma, zanim udał się do swojego haremu, wypijał pełne dzbanki napoju wykonanego z ucieranego ziarna kakaowca. Podobno. W każdym bądź razie taka fama rozeszła się wśród XVIII-wiecznej społeczności hiszpańskiej, która w pierwszej kolejności na świecie miała sposobność zaznajomić się z czekoladą. Uwierzono w pobudzające właściwości czekoladowego specyfiku. Do tego stopnia, że sam Casanova uważał ją za „eliksir miłości” i zwykł ją pijać zamiast szampana. Z kolei Madame du Barry używała czekolady zmieszanej z bursztynem, aby pobudzić swoich kochanków. Raczył się nią również inny słynny kochanek, Markiz de Sade, który podawał czekoladę gościom na organizowanych przez niego przyjęciach.
Na deser podawał pastylki czekoladowe, które ludzie dosłownie pożerali. Tych, którzy tego zażywali, ogarniał lubieżny żar. Nawet najbardziej powściągliwe damy nie mogły się opanować – czytamy w jednym z historycznych przekazów.
Brandon Head, autor publikacji „Pokarm bogów”, pisze w niej, iż nawet, gdy uznano już właściwości odżywcze czekolady, nadal uważano ją za „silny środek zwiększający namiętność, który powinien być zakazany wśród zakonników”. Przed tymi właściwościami czekolady ostrzegano czytelników nawet na łamach British Spectator w 1905 r.!
Bez względu na to czy naukowcy znajdowali w czekoladzie coś, co sprawia, że działa jak afrodyzjak czy też nie, gdy stała się produktem szeroko dostępnym, od samego początku była kojarzona z czymś zmysłowym. Pierwsze bombonierki przedstawiały zazwyczaj młodą kobietę w romantycznym uniesieniu z kawałkiem czekolady przy ustach.
Pudełka z czekoladkami stały się prędko symbolem sympatii, gdy popularny producent smakołyku, Cadbury, zaczął już w 1861 r. produkować pralinki z sygnaturką kupidyna. Warto nadmienić, iż pudełka po zjedzonych łakociach miały służyć jako skrytka do przechowywania listów miłosnych. Dziś kształt serca to jedna z najpopularniejszych form jaką przyjmują nadziewane czekoladki.
Gdy nauka zdobyła narzędzia do bardziej zaawansowanych badań okazało się, że faktycznie jest coś w tym niepozornym ziarnie, co powoduje, że działa niemal jak miłosna mikstura. ARISE, czyli Stowarzyszenie Badań w Dziedzinie Nauki o Przyjemności udowodniło, że skład chemiczny czekolady ma wiele wspólnego z tym, co dzieje się w naszym organizmie, gdy dopada nas strzała amora. Z resztą, nie oni jedni!
Czekolada zawiera fenyloetyloaminę, związek, który działa na mózg podobnie jak… amfetamina. Innymi słowy, wprawia nas w stan euforii. Dokładnie taki sam, jak wtedy, gdy doznajemy cielesnych rozkoszy łóżkowych i jesteśmy zakochani. Fenyloetyloamina to neuromodulator (zwany wręcz „hormonem miłości”) z rodziny adrenaliny, który pomaga nam czuć się sexy, pełnym życia i kochanym. Tym aspektem naszego ulubionego smakołyku zainteresowani się naukowcy z Instytutu Psychiatrycznego z Nowego Jorku – Donald Klein Michael Liebovitz. Ten drugi popełnił nawet książkę zatytułowaną „Chemia miłości„, w której odkrywa tajniki tych aspektów czekolady. Jeśli chcecie więcej dowiedzieć się na ten niezwykle ciekawy temat polecam Wam książkę Nataszy Kotarskiej, w której znajdziecie rozdział zatytułowany: ” Powiedz mi jaką czekoladę jesz, a powiem ci, jaki jesteś w łóżku”. Lub zobaczcie ten filmik >>> KLIK!
Kolejnym składnikiem, który sprawia, że czekolada jest afrodyzjakiem jest teobromina. Na jej temat mógłby z powodzeniem powstać oddzielny artykuł. Tu warto powiedzieć, iż substancja ta powoduje podniesienie nastroju i poziomu energii, nie zwiększając przy tym poziomu stresu i kołatania serca, co często powoduje kofeina (zawarta w kawie). Teobromina także wzmacnia nasz układ przywspółczulny, który z kolei wzmacnia wczesne pobudzenie seksualne. Wreszcie nie można zapomnieć o tym, że jedzenie czekolady uwalnia endorfiny (neuromodulatory przyjemności), które w bardzo dużej ilości wydzielane są w organizmie po intensywnym wysiłku. Także (a może przede wszystkim) tym łóżkowym.
Kolejna sprawa czysto fizjologiczna – czekolada korzystnie wpływa na dwa układy, które ściśle wiążą się z naszą seksualnością. Mianowice, układ nerwowy i krwionośny. Ten pierwszy musi być wystarczająco sprawny, aby przewodzić informacje o przyjemności do i z mózgu, a także skóry, genitaliów, uszu, oczu. Co do naczyń krwionośnych, te powinny działać optymalnie, byśmy byli skłonni do przyjemności zmysłowych, gdyż krew musi znacznie szybciej krążyć, gdy jesteśmy podnieceni. Tak się składa, że liczne badania wykazały, że gorzka czekolada ma pozytywny wpływ na parametry układu krążenia oraz nerwowego. Zawiera L-argininę, aminokwas, który zwiększa poziomu tlenku azotu i przepływu krwi do narządów płciowych, co zwiększa doznania oraz satysfakcję. A to tylko jeden z przykładów tego jak działa ten smakołyk!
Tak więc, czekolada bardziej, niż jak eliksir miłości, działa na nasz organizm jak zdrowotny suplement. A zdrowe ciało przyda się, gdy chcemy wznieść się z kimś na wyżyny.
Inną kwestią jest jej kształt, opanowanie, smak i zapach. Nie trzeba przytaczać badań naukowych, by łatwo przekonać się o tym, iż nasze serce zaczyna bić szybciej, gdy patrzymy na wypływającą czekoladę z wnętrza ciastka. To pobudza wyobraźnię i wszystkie zmysły! Kobieta obdarowana takim prezentem czuje się dopieszczona pod wieloma względami, bo dostaje zarazem coś pięknego, luksusowego, a na dodatek do zjedzenia. I tu dochodzimy do sedna – czekolada, w przeciwieństwie do innych prezentów, które możemy ofiarować ukochanej osobie, jak kwiaty, bielizna lub pluszowy chomik miś, jest zaproszeniem do doznawania wspólnej rozkoszy. W końcu kto by zdołała samemu zjeść całe pudełko czekoladek? Okej, może czasem mi się zdarzyło. Ale to tylko wtedy, gdy Pan Miły okazał się Panem Dupkiem. A przecież takie rzeczy zdarzają się nie tylko w filmach.
Czekolada jest klęską, szczęściem, rozkoszą, miłością, ekstazą, fantazją… Czyni nas niegodziwymi, winnymi, grzesznymi, zdrowymi, szykownymi, szczęśliwymi” – pisze Elaine Sherman, amerykańska pisarka.
Pani pisze o czekoladzie, a brzmi jak o… romansie! Właśnie! I tym soczystym akcentem zakończmy ten artykuł. Wszak czekoladka czeka na skonsumowanie.
Literatura:
- „Wielka encyklopedia – czekolada”, Christine McFadden, Christine France
- „Leksykon – Czekolada”, Tobias Pehle
- „Jedz czekoladę i żyj 100 lat”, Natasza Kotarska
- https://sexualityresources.com
1 komentarz
[…] Najlepszy substytut miłości, najskuteczniejszy afrodyzjak – czekolada […]