Śniadanie na kolację – kasza z czekoladą
Owsianka z czekoladą na śniadanie. Rosół na obiad. Pralinka na deser. Sałatka na kolację. Czy ten zamknięty cykl posiłków można zamienić? Czy będzie to zdrowe? O tym w dzisiejszym wpisie, w którym dowiecie się również jaka ilość czekolady jest śmiertelna dla człowieka i czy jestem… normalna.
Dobry wieczór. I dzień dobry. Zdaję sobie sprawę, że ten wpis może być czytany zarówno rano jak i wieczorem. A może i w południe. Taka natura bloga. Jedni będą go czytać do porannej jajecznicy, inni połączą ze schabowym na obiad, a jeszcze inni moje treści przegryzą między roszponką, pomidorkami koktajlowymi okraszonymi oliwą z pierwszego tłoczenia. I lampką wina. Jedną, góra dwie. Tak, co by zachować normę.
A co jeśli byłyby trzy? Cztery?! Być może to za wcześnie by wykonywać rozpaczliwy telefon do Klubu Anonimowych Alkoholików. A jednak w głowie bez przerwy bije mały dzwoneczek, które może stać się głośną syreną alarmową
Normy.
Ograniczają? A może jednak są czymś pozytywnym? Sprawdźmy to na przykładzie czekolady! Zalecaną dawką, którą notorycznie łamię, są 2-3 kostki czekolady dziennie. Co by się stało, gdybym zjadła więcej? Cóż, bywały w moim życiu takie dni, że od rana do wieczora jadłam wyłącznie czekoladę! I… nie stało się nic. Najwidoczniej nie przekroczyłam śmiertelnej dawki. Owszem, istnieje śmiertelna dawka czekolady!!! Chciałoby się powiedzieć – i ty czekolado przeciwko mnie? Ale takie są smutne fakty. Normy. Konkretnie – 7,74 kg na jeden ludzki żołądek. Przynajmniej tak wynika z badań autorek książki (kucharskiej!) o jakże apetycznym tytule „How to kill yourself with chocolate”. Panie Martina Lang i Valentine Ammeux ostrzegają, by nie jeść nigdy więcej, niż 7 kg na dobę, inaczej zawarty w kakao alkaloid spowoduje, że powędrujemy do krainy wiecznie czekoladą płynącej… Czy jak tam Niebo wygląda.
Normy.
Jednak mają swój sens. Bo z czegoś wynikają i mają nas chronić przed drastycznymi efektami ubocznymi przekroczenia tych norm. Przyrost tkanki tłuszczowej, gdy będziemy jeść w kółko same słodkości. Kac, po nadmiernym upojeniu napojami wyskokowymi. Albo kasacja nowego autka wziętego w leasing na kilka lat, jeśli wdepniemy za mocno pedał gazu w terenie pełnym skrzyżowań, progów zwalniających i świateł drogowych. Czy ja jeszcze piszę o aucie na drodze czy może drodze życia?
Dumam nad tym wszystkim, zajadając się o godzinie 20.00, tj. na kolację moim słodkim śniadaniem.
Kasza gryczana, tarte jabłuszko, cynamon, orzechy. I czekolada! Moja przekorna oraz nie poddająca się liczbom i statystykom natura kazała mi powęszyć nieco więcej przy tej sprawie. I sprawdzić czy „normalność” jest słowem elastycznym jak ser gouda na zapiekance . Być może dlatego, że moje życie bardzo odbiega od pewnych norm…
?
Nie mam tu na myśli moich specyficznych nawyków żywieniowych. Kaszę z czekoladą jedzoną jesiennym wieczorem łatwo bowiem uzasadnić. Podobnie jak rosół o poranku, gdy okna przywitał już szron. Może mniej zrozumiałe jest zjedzenie połówki arbuza w pojedynkę, ale to już koszmar minionego lata… Mam na myśli tryb mojego obecnego życia. Czy o ludzkim życiu można wyrokować tak łatwo jak o produktach spożywczych? Czy tu również powielamy pewne przepisy? Czy ludzkie życie powinno, tak jak posiłki, mieć pewien szyk? Najpierw zupa, potem drugie danie, a na koniec deser? Jeśli normą jest posiadanie po 30. męża, dzieci (przynajmniej jednego!) i auta w leasing (no, przynajmniej po-leasingowego), a także chodzenie od poniedziałku do piątku, od 8.00-16.00 do pracy, to muszę Wam wyznać, że jestem zdecydowanie nienormalna.
Tak, mam dość nienormalny tryb życia i pracy. Daleko odbiegający od wszystkich scenariuszy, który realizują moi znajomi i rodzina. Ale czy to źle? Być może łamanie pewnych norm w pewnych okolicznościach jest złe. Nawet bardzo. Ale już odbieganie od norm chyba nie do końca…
Inaczej, kasza z czekoladą nie wchodziłabym mi tak łatwo i przyjemnie o godzinie 20.00.
Inaczej – jeśli miałabym swoje dzieci – liczne potomstwo mojego rodzeństwa nie miałoby najlepszej cioci na świecie.
Inaczej – jeśli pracowałabym od 8.00-16.00 – nie miałabym czasu odwiedzać mojej babci, kuzynek i siostry.
Inaczej – jeśli robiłabym kokosy w korpo – rzesze ludzi nie dowiedziałoby się o tym jak jeść czekoladę!
Może czasem warto zamienić śniadanie na kolację, by nie stać się więźniem norm? Przypomnieć sobie, że życie czasem wynika się spod pewnych wytyczonych granic.
O innych odchyłach od normy nie będę wspominać, bo znacznie ciekawsze jest dla mnie posłuchanie o tym, czy Wasze życie jest normalne? Co jest w nim zgodne z normami, a co jest inne i na swój sposób wyjątkowe?
Brak komentarzy