Jak mus to mus (czekoladowy)
Czego musicie użyć by powstał prawdziwy mus czekoladowy? I czy w ogóle człowiek coś musi? W dzisiejszym wpisie potraktujemy recepturę na deser jako przyczynek do rozważań filozoficznych o życiu. Czyli będzie jak zawsze. Zapraszam.
Nawet nie wiem kiedy dokładnie słowo „musi” zaczęło być zgniłym jajem wśród innych czasowników modalnych. Też to zauważyliście? Nie powinno się mówić „musisz”. Ba! Nawet pomyśleć nie wolno. Nasz umysł go nie trawi, jak nasz żołądek papierowych samolotów. Kto odkrył szkodliwość słowa „musieć”? Jakiś new-agowski guru? Rozchwytywany coach? A może ktoś komu pewnego poniedziałkowego poranka po prostu bardzo się nie chciało wstawać do pracy? Czy to słowo naprawdę powinno wykreślić się z słownika?
Rozważmy to. Co by się stało, gdybym tak o poranku nie założyła na nos okularów? Nic by się nie stało! Dosłownie – nie byłabym w stanie funkcjonować bez tych dwóch szkieł. Mam tak dużą wadę wzroku, że po prostu MUSZĘ nosić okulary. Lub soczewki, jeśli nie chcę wyglądać jak pani z mało odwiedzanej biblioteki…
No tak. Muszę jest bardzo potrzebne wszędzie tam, gdzie mówimy o prawach przyrody etc. Człowiek przecież MUSI oddychać, jeść, pić, spać i temu podobne. Ale czy musi też coś ponad to? Na przykład, uśmiechać się do sprzedawcy hot dogów? Czy musi robić to czego nie lubi? Na przykład, być uprzejmym dla zmierzłej pani w ZUS-ie (bo tak wypada)? Jeść pięć porcji warzyw (bo tak należy)? Sprzątać po kimś skarpetki (bo mama też tak robiła…)? Albo czy musi robić to czego się obawia? Czy lepiej jest nie przespać całej nocy z obawy przed tym, że pod łóżkiem jest potwór? Czy zmusić się do zajrzenia pod to łóżko i przekonać się, że nie ma tam nic, prócz tumanów kurzu, pudełka po butach i resztek po kolacji. Tej z zeszłego tygodnia. Miesiąca, znaczy się.
Rozważmy to. Jak pewnie wszyscy wiecie świat ostatnio nieco przystopował za sprawą niejakiej epidemii COVID-19. Tak, na przykład, odwołane zostały wszelkie koncerty, spektakle i festiwale. W tym i Festiwal Czekolady, w którym cyklicznie biorę udział jako prowadząca rozmowy z gośćmi na scenie. Nie trzeba było jednak długo czekać, by i ten przeniósł się do przestrzeni wirtualnej. A wraz z nim i ja. Był tylko jeden wymóg. Albo raczej problem. Trzeba było nagrać wideo. Phi! Też mi wielkie coś!
Cóż, wielki, a nawet gigantyczny był mój opór. O ile wiem jak używać kamerki w telefonie lub tablecie, o tyle zupełnie już nie wiem jak się przed nią zachować. Jakie pozy przybierać? Jakie miny stroić? I w co się wystroić? Nagrywanie filmików z moim udziałem jest mi obce mniej więcej tak jak jedzenie marchewki tygrysom. Jednym słowem d r a m a t. Chciałam by jednak miał swój happy end. A więc tak – MUSIAŁAM nagrać ten filmik. A by to zrobić MUSIAŁAM wyjść ze swojej strefy komfortu i MUSIAŁAM przełamać opór. Było mi o tyle łatwiej, że nader często robię to (przełamuję) z tabliczką czekolady. Ale wierzcie mi nie było w tym żadnej ekscytacji i dobrowolności. Wzięłam siebie za fraki i powiedziałam prosto z mostu głębokim gardłowym tonem – MUSISZ TO ZROBIĆ!!!
I wiecie co? „MUSISZ” wcale nie jest takie złe. Czasem jest potrzebniejsze, niż „możesz”, „potrzebujesz” i „chcesz” razem wzięte. Z resztą… Zobaczcie efekty sami! >>> FILMIK!
Po zaprzyjaźnieniu się ze słowem „muszę” nie było innej opcji jak nagrać na filmiku przepis na MUS czekoladowy. I to chyba ostateczny argument dla tych, którzy jeszcze z tym słowem nie mają udanej relacji.
Mus czekoladowy (dwie porcje)
2 duże jaja
100 g czekolady
2 łyżki cukru
40 g (ok. 4 łyżki) masła
120 g konfitury z owoców leśnych ((ok. 4 łyżki)
Sparz jajka. Oddziel żółtka od białek. Ubij oddzielnie żółtka z cukrem i same białka (na sztywno!). W kąpieli wodnej rozpuść czekoladę z masłem. Odstaw do ostudzenia (tak by zachowała płynność). Dodaj rozpuszczoną czekoladę do żółtek. Wymieszaj delikatnie rózgą. Następnie dodaj białko, również delikatnie mieszając, tak by masa nie straciła na puszystości. Do naczyń na dno dodaj konfiturę. Następnie nakładaj mus. Możesz (tym razem nie musisz) dodać do niego nibsy czekoladowe, co daje efekt fajnego chrupania. A czy jest coś fajniejszego, niż chrupanie?
A wy jak żyjecie z słowem „muszę”?
1 komentarz
[…] Jednym z moim najulubieńszych deserów, który jestem wierna od ponad 10 lat jest francuski mus czekoladowy wg przepisu Julii Child. Pamiętam moje zaskoczenie podczas lektury jej książki, gdy przeczytałam, że może być w wersji zarówno pieczonej jak i mrożonej. Latem proponuję ten lekki, aksamitny, głęboko czekoladowy mus włożyć nie do piekarnika, a właśnie zamrażarki. Gwarantuję ekstatyczne doznania! O musie Julii piszę tutaj >>> KLIK! […]