Z miłości do bab – bezglutenowe ciasto czekoladowe
Kocham gluten. Jeszcze bardziej kocham jednak moje przyjaciółki. Dlatego, gdy w mojej kuchni idzie w ruch mąka bez pszenicy to ewidentny znak, że nadchodzą one – boskie dziewczyny, z którymi znam się jeszcze od czasów prehistorycznych.
Tego popołudnia miałam dogodzić jednej i drugiej. A także jeszcze Magdzie oraz Alex, dwóm pozostałym dziewczynom z naszej paczki. No i sobie samej. Kto zna mnie choćby tylko trochę, ten wie, że nie trudno mnie zadowolić. Wystarczy czekolada. Ewentualnie szklaneczka whisky z colą lub innym wynalazkiem. Postawiłam więc na jedno i drugie. Była jeszcze sałatka śledziowa z burakami i cebulą. Niefartem postawiłam ją na przeciwko Magdy, która nie znosi wszystkich jej składników! Cóż, tej nocy miało okazać się, iż jeszcze sporo rzeczy nie wiemy o sobie samych… Z chęcią przytoczyłabym kilka soczystych historii, jednak to mógłby być koniec naszej wieloletniej przyjaźni z dziewczynami. Raczycie zrozumieć jeśli zamilknę i przejdę do dalszej prezentacji menu. Zatem były też i chipsy swojskiego wyrobu, doskonale tłuste i sowicie osolone, za co składałyśmy podziękowania Adze i jej mężowi, który – chwała Bogu – jest kucharzem! A także mnóstwo cukierków, pierniczków, makowców i innych resztek ze świątecznych stołów. Byłabym zapomniała o cieście bezglutenowym!
Tak właściwie to miał być tort! W końcu w kraju nad Wisłą żadna grubsza impreza nie obejdzie się bez króla wypieków. A miałyśmy, co świętować! Aga już za miesiąc będzie mieć swoje prywatne dzieciątko. Urządziłyśmy więc Baby Shower z opowieściami o dzieciach (choć tylko jedna z nas, Angela, takowe posiada. Sztuk dwoje.) i małą wyprawką dla przyszłej mamy. Nie wiem czy z racji przejęcia się rolą przyszłej mamy chrzestnej czy też lekkiego nieogara poświątecznego, źle odmierzyłam proporcje mąki gryczanej i cukru, bo zamiast wysokiego biszkoptu z piekarnika wyszedł dość zwarty i nieco suchawy placek. Cóż, życie. Mówi się trudno i sączy się go syropem z herbaty czekoladowej. Resztkę można dopić. Na wierzch położyłam sporą pierzynę z twarogu, śmietany i białej czekolady. A także kołderkę z ciemnej czekolady. I wiecie co? I tak największych powodzeniem cieszyły się… plotki. Cóż, te świeżutkie i gorące zawsze rozchodzą się najszybciej. A my nie widziałyśmy się w takim gronie od wakacji!
Jej. Znów się rozpisałam. A miał być tylko przepis! Zasadniczo nie robiłam tego od dawien dawna. Jednak zagadnęła mnie o niego jedna z obserwatorek na Instagramie i postanowiłam spełnić jej prośbę. Ale to nie ona powinna mi dziękować, lecz ja jej. To dzięki niej powstał ten wpis na blogu. Jak zawsze – Najlepsze rzeczy dzieją się jako efekt uboczny robienia czegoś dla kogoś.
Przepis. Trudno go napisać, gdy ciasto robi się „na oko”, bez mierzenia i odliczania. Ze wszech miar postaram się jednak go odtworzyć. Jeśli coś wyjdzie nie tak, zróbcie sobie grzańca i wyjdźcie na spacer.
Placek/ biszkopt
3 jaja (oddzielnie żółtka i białka)
3 łyżki mąki gryczanej
4 łyżki cukru (użyłam erytrolu)
Dodatkowo – konfitura brzoskwiniowa
Białka ubić ze szczyptą soli. Do sztywnej piany dodwać po łyżce cukru. Następnie po żółtku, aż powstanie puszysta masa. Wstawić do piekarnika (180℃) na ok. 30 min. Wystudzić. Posmarować z wierzchu konfiturą.
Masa z białej czekolady
150 g twarogu (mielonego)
300 g śmietany 30% (1 i 1/2 szklanki)
2 łyżeczki żelatyny rozpuszczonej w wodzie
100 skórki pomarańczowej
300 g białej czekolady
Dodatkowo – 2 świeże banany
Śmietanę podgrzać. Rozpuścić w niej czekoladę. Gotową masę zmiksować z twarogiem, dodać skórkę pomarańczową oraz rozpuszczoną żelatynę. Wylać na placek. Poukładać na wierzchu pokrojony w plastry banan. Wystudzić (najlepiej w lodówce).
Masa z ciemnej czekolady
250 g ciemnej czekolady
200 g śmietany 30%
2 łyżeczki żelatyny
Śmietanę podgrzać. Rozpuścić w niej czekoladę. Dodać rozpuszczoną żelatynę. Zmiksować. Wylać na wierzch ciasta. Odstawić do wystudzenia. Smacznego! Tymczasem ja zabieram się za realizację ciasta na jutrzejszy sylwestrowy wieczór u Magdy!
Brak komentarzy