Jadalne bałwanki
Jest zima, jest śnieg! Jest śnieg, jest bałwan! A jeśli białego puchu brakuje? Lub jest zbyt zimno, by wystawiać nos za drzwi? Cóż, zawsze można zrobić bałwana z siebie. Ale lepiej jest go wykonać z białej czekolady i kokosu! A potem… zjeść!
Pamiętam dobrze, gdy będąc na studiach, pewnego dnia wparowałam do sklepu mięsnego (tzw. rzeźnika) i zapytałam czy są jakieś ryby. Jeszcze lepiej pamiętam wzrok pani sprzedawczyni i chichot ludzi w kolejce. Cóż, na studiach – mimo, że prowadziłam dużo spokojniejszy tryb życia, niż obecnie – byłam dość rozkojarzoną osobą. Ale myliłby się ten, kto posądzałby mnie o to, że już nigdy potem nie zrobiłam z siebie bałwana. Bałwana robię z siebie regularnie do chwili obecnej, a to dlatego, że byłam, jestem i będę zawsze tylko człowiekiem. Dziwnym trafem, sprzyjają temu stacje benzynowe. Kilka lat temu, tankując na jednej z nich, straciłam obcas buta (wysoki na kilka centymetrów). Musiałam człapać tak, by jakoś utrzymać się na odpadającej podeszwie przez cały sklep i parking, czując na sobie wzrok każdego napotkanego człowieka. A nie tak dawno ogłuszyłam i raniłam samą siebie, otwierając z nadmiernym impetem drzwi kierowcy. Innym razem prawie dolałam ropy zamiast benzyny. W ostatniej chwili zorientowałam się, że podjechałam nie pod ten zbiornik paliwa, co trzeba. Wrzuciłam wsteczny i… wyrwałam lewarek skrzyni biegów. Dosłownie. I tak pełny bak przestał mieć znaczenie, bo auto i tak by nie drgnęło. Ups!
A może to nie stacje benzynowe tylko po prostu życie sprzyja robieniu z siebie bałwana? Po krótkim zastanowieniu stwierdzam, że właściwie nie robi z siebie bałwana tylko ten, kto nie robi nic. W czterech ścianach domu, na kanapie trudno jest przecież popełnić jakąś gafę i się ośmieszyć przed innymi. Ale i tak najgorszy jest rodzaj człowieka, który jednak błędy popełnia, a usilnie udaje, że tak jednak nie jest. To bałwan bałwanowaty. Klasyczny bałwan ma kija w ręku. A bałwan bałwanowaty ma kija w tyłku. Taki rodzaj bałwana (człowieka?) będzie sztywniejszy, niż ten ulepiony z prawdziwego śniegu na mrozie. A to dlatego, że wiecznie musi się mieć na baczności, żeby przypadkiem nikt nie odkrył, że jemu też zdarzają się uchybienia i potknięcia. Bałwan bałwanowaty nie pozwala sobie, a zatem i innym na popełnianie błędów, a przez to staje się gorszym zagrożeniem, niż jakikolwiek wirus siejący panikę na świecie. Znacie takie istoty? Jak sobie z nimi radzicie? Niestety sprawa nie jest tu taka prosta jak w przypadku bałwana ze śniegu, który znika pod wpływem promieni słonecznych.
Paradoksalnie, by zrobić z siebie bałwana trzeba być człowiekiem. Ale już by zrobić bałwana jadalnego potrzeba nieco więcej. Kaszy, kokosu i czekolady, ma się rozumieć. Tylko nie zróbcie z siebie bałwana i pamiętajcie, że to ma być BIAŁA czekolada! Hehe.
Jadalne bałwanki
Składniki:
2 szklanki mleka (ok. pół litra, może być też w wersji roślinnej)
4 łyżki kaszy manny
szklanka wiórków kokosowych
150 g białej czekolady
Marchewka
Czarna masa cukrowa lub rodzynki (mogą być w czekoladzie)
Wykonanie:
Zagotuj mleko. Gdy tylko zacznie bulgotać, wsyp do niego kaszę, cały czas mieszając rózgą kuchenną. Gdy masa zgęstnieje, ale nadal jest gorąca, od razu dodaj do niej połamaną na kawałki czekoladę. Wymieszaj i dodaj również wiórki kokosowe (pół szklanki). Odstaw całość do całkowitego ostudzenia. W tym czasie pokrój marchewkę w cienkie talarki, a z nich powycinaj podłużne trójkąciki. Postaraj się – to będzie nos dla bałwana!
Z masy cukrowej zrób rękoma małe kulki. Mogą być mniej kształtne, niż nos. To węglowe guziki dla bałwanka. Jeśli nie jesteś w posiadaniu czarnej masy cukrowej można użyć rodzynek pokrojonych na małe kawałki.
Po ostudzeniu pora zabrać się za lepienie kul! Bałwanki mogą przybrać formę głów, ale też świetnie wyglądają w wersji trójwymiarowej, gdy ułożymy kule jedna na drugą (tak jak w przypadku bałwana ze śniegu). Kule z czekolady kaszy obtaczamy w kokosie. Smacznej zabawy!
Brak komentarzy