Lepiej liczyć kroki, niż kalorie
Chcesz na wiosnę zrzucić zbędne kilogramy, nie porzucając przy tym czekolady? Nic prostszego! Wystarczy, że zaczniesz się ruszać. Do upragnionej wiosny (i czekolady) jest sto milionów kroków do zrobienia. Wchodzisz w to?
W mojej rodzinie trudno jest być na diecie. Ba! Właściwie od pewnego czasu to niemożliwe. Konkretnie od czasu, w którym na świat zaczęły przychodzić kolejne i kolejne bobasy. Tak z kilku, zrobiło się kilkanaście, a potem kilkadziesiąt dat urodzin do zapamiętania i… celebrowania. A jak tu celebrować bez tortu, ciastka lub lampki wina (to też kalorie!)?
W moim świecie słowo dieta istnieje zatem jedynie w słowniku. Znam je, co najwyżej, z instagramowych hasztagów, babskich magazynów i podsłuchanych rozmów koleżanek. Nie żebym była wścibska – mówi się o tym na każdym rogu! Choć i tak „dieta” bardziej kojarzy mi się ze świadczeniem pieniężnym, które dostaję, gdy jadę w podróż służbową. A ta najczęściej odbywa się do… cukierni lub piekarni. Ups! Sami widzicie, że choćbym nie wiem jak chciała i się starała, unikanie słodkości po prostu nie przejdzie w mojej rzeczywistości.
Właśnie dlatego wychodzę z założenia, że lepiej jest liczyć kroki, niż kalorie. Innymi słowy – jeść i spalać to, co zjedzone poprzez ruch. O tym, ile spalamy prasując, jeżdżąc na rowerze, całując się, a nawet pisząc bloga pisałam tutaj >>> KLIK! Dziś natomiast chciałam Was zachęcić do jednej z najprzyjemniejszych form spalania, czyli… chodzenia. Brzmi banalnie, ale w rzeczy samej to wcale nie taka oczywista sprawa. Ile właściwie kroków człowiek robi dziennie? A ile jest w stanie wykonać w ciągu minuty? Ile kroków trzeba zrobić by dotrzeć na szczyt góry? I czy to bliska liczba tej, którą wykonujemy, gdy szwendamy się po sklepie. Wreszcie – ile kalorii można spalić (i jak bardzo się spocić!) tylko i wyłącznie dreptając. Wierzcie mi – sporo!
Nie wiem czy byłam bardziej przerażona czy też zniesmaczona, gdy po raz pierwszy zaczęłam notować dzienny bilans kroków. Naprawdę, tak mało?! Cóż, odkąd słowo „pandemia” stało się bardziej popularne, niż słowo „dieta” (kto by pomyślał?) człowiek jakoś tak bardziej przykleił się do wygodnego fotela. Albo kanapy. I łóżka. Na szczęście, jest tak, że gdy się już odklei i wykona pierwszy krok, jest łatwiej. Potem trzeba to tylko powtórzyć jakieś… 7 tysięcy razy. Każdego dnia. Podobno właśnie taka liczba jest optymalna dla zdrowia. Czy to dużo? Zależy jak na to spojrzeć. Czasem tyle zrobi się zaliczając wizytę w galerii handlowej.
Z pewnością łatwiej jest kolekcjonować kroki, gdy się ma jakiś konkretny cel. Ja dołączyłam do akcji mojej znajomej z Zdrowoczesni.pl, w której misją jest wspólne zdobycie liczby stu milionów kroków dokładnie do wiosny. Skoro jest wyzwanie to jest i… nagroda! Jaka? Czekolada (czy są w ogóle jakieś inne sensowne nagrody?)!!! Jako, że jestem partnerem tej fajowej akcji zapraszam Was do udziału. Do zgarnięcia czekolady od Beskid Chocolate i Cocoa. W końcu tak ogromna liczba kroków wymaga solidnej dawki energii. Do wyzwania może dołączyć każdy i w każdym momencie. Mamy dopiero 36 194 630 ze 100 000 000 kroków. Kto pomoże? >>> KLIK!
I na koniec jeszcze jeden kostka czekolady ode mnie – mi chodzenie (czyt. spacery po pobliskim lesie) przynosi przede wszystkim korzyści psychiczne. Bieganie, fitness, rower – to wszystko wyzwala niesamowite pokłady endorfin i pozwala się oderwać od rzeczy przyziemnych i mało przyjemnych, ale przy intensywnym treningu łatwo się traci nie tylko nadmiar kalorii oraz wody. Można łatwo stracić z oczu pewne ulotne chwile, obrazy i myśli. Chodzenie zmusza nas do… zwolnienia tempa. Po prostu! Do większej uwagi. Skupienia się na tym, co często tracimy z oczu, uprawiając życiowe maratony. Chodzenie mnie uspokaja. Daje oddech. Przypomina, że świat został stworzony raczej w wersji slow, a tylko my staramy się go na siłę wtłoczyć w niezbyt pasujące do jego założeń fastfoodowe ramy. Tylko właściwie po co? Co jest lepszego w śpieszeniu się? A może to próba ucieczki przed pytaniami, na które nigdy nie odważyliśmy się sami sobie odpowiedzieć? Skoro natura stworzyła tak absurdalne stworzenia jak leniwce lub mrówkojady, mogła też uposażyć nas w motorki tam z tyłu. Nie zrobiła tego. Więc może warto zwolnić.
Z całą pewnością, biegnąc, trudniej nosić szpilki. Na spacer można je założyć! Ot, taka moja fanaberia (nigdy nie upierałam się, że jestem osobą zdroworozsądkową!). Można zabrać ze sobą psa. Przyjaciela. Aparat. Latawiec. Chleb dla kaczek. Wreszcie, torebkę w kształcie kakaowca i schować do niej kilka kostek ulubionej czekolady (a cóż innego?).
Bez względu na to jak bardzo szybko będziemy żyć, nasza doba nadal będzie liczyć 24 h. Nie liczmy, że coś tu wskóramy. Zamiast się śpieszyć, zróbmy więcej miejsca na to, co naprawdę ważne. Nie liczmy zatem kalorii. Szkoda na to czasu. Liczmy kroki i fajne chwile w życiu.
A Wy co najchętniej zabieracie na spacer?
1 komentarz
Bardzo dobry, mądry i rozsądny tekst. To sposób odżywiania i styl życia, a nie dieta sprawiają, że będziemy zdrowi albo spalimy kalorie. Nikt nie wytrzyma całego życia będąc na diecie, odmawiając sobie wszystkiego. Żeby schudnąć potrzebny jest deficyt kaloryczny i można go osiągnąć m.in. ruszając się. Dzięki temu będzie można zjeść czekoladę, ciasto, pizzę. A dodatkowo wpłynie to pozytywnie na nasze ciało i psychikę.