Czekoladowa misja Nataszy Kotarskiej
Jako dziecko była niejadkiem. Dziś czekolada stanowi nieodłączny element jej życia. I narzędzie, którym posługuje się by edukować ludzi o sztuce degustacji. Ale czekolada to dla niej coś znacznie więcej, niż tylko składnik diety.
Aurora: Jesteś jedną z nielicznych osób w Polsce, która zajmuje się budowaniem kultury jedzenia czekolady. Nie mogę zacząć od innego pytania, niż to ile jesz czekolady na co dzień?
Natasza Kotarska: Całą rodziną jesteśmy coraz bardziej czekoladowi i wybredni. Ja zawsze mam przy sobie czekoladę i jem ją prawie codziennie – 20 g, to moja standardowa dawka. Natomiast ważniejsze jest jak tą czekoladę jemy. Ja uwielbiam robić sobie taki rytuał, który pozwala mi złapać oddech w ciągu dnia. Wielu psychologów potwierdza, że mały rytuał w ciągu dnia ma ogromną moc. Dla wielu czymś takim jest wieczorny kieliszek wina lub kufel piwa. Ale przecież nie każdy zawsze może sobie na to pozwolić. A czekolada jest dostępna dla każdego i smakuje zarówno młodym, jak i starszemu pokoleniu. Dlatego od kilku lat namawiam właśnie by wybierać dobrej jakości czekoladę.
Kiedy i jak odkryłaś w sobie to powołanie?
To w sumie ciekawa historia, bo jako dziecko niespecjalnie lubiłam słodycze. W ogóle jedzenie. Jeśli już, wybierałam zawsze owoce, więc słodki smak był mi na pewno bliższy, niż ten wytrawny. Przez wiele lat jednak nie ciągnęło mnie do samej czekolady, prawdopodobnie dlatego, że zwyczajnie o niej niewiele wiedziałam. Zafascynowała mnie dopiero, gdy odkryłam ją w innej wersji, niż tabliczki ze sklepowych półek.
Jak natrafiłaś na trop tych innych czekolad?
Pracowałam wtedy w radiu (ChiliZet) i chciałam zrobić program z okazji Dnia Czekolady. Zaczęłam szukać, czytać i tak natrafiłam na Piotra Krzciuka, który dał mi do spróbowania zupełnie innych tabliczek, niż te, które do tej pory jadłam. Byłam w szoku! Nie tylko pod względem walorów smakowych, ale też tego jak niewiele wiem o samej czekoladzie! To zupełnie nieodkryty świat. I ja postanowiłam się w niego zagłębić. Trochę też pchana taką dziennikarską ciekawością – nurtowało mnie, dlaczego właściwie nikt o tym nie mówi?
I zdaje się, że przekraczając wrota tego świata przepadłaś w nim na dobre! Co odkryłaś w tej czekoladzie takiego dla siebie, że porzuciłaś dziennikarstwo i zajęłaś się tym światem?

Długo szukałam w życiu takiego tematu, który stanie się moją misją, motywem przewodnim. I przyszedł taki dzień, w którym zrozumiałam, że jest to czekolada. Dlaczego? Zawsze byłam osobą, która dba o zdrowy tryb życia. Ze zdumieniem odkryłam, że ta czekolada pasuje do szeroko pojętego leathy lifestyle’u. Druga sprawa – można się nią zajmować w sposób degustacyjnie. A ten temat mnie fascynował jeszcze wcześniej. Mianowicie, jeszcze przed czekoladą odkryliśmy z mężem świat piw rzemieślniczych. W międzyczasie jednak zaszłam w ciążę i urodziłam naszego synka, więc miałam naturalną przerwę od alkoholu. Poczułam jakiś taki brak, bo bardzo spodobało mi się to analizowanie sensoryczne. Odkryłam wtedy, że właśnie czekolada może tą lukę wypełnić. Zwłaszcza, że tu jest wiele do nadrobienia w naszym kraju…
To prawda. O ile organizowane są degustacje piw czy win. o tyle z trudem znaleźć kursów degustacji czekolady. Jak Ty się nauczyłaś tej sztuki?
Rzeczywiście, w Polsce to temat tak niszowy i nieznany, że musiałam pomocy poszukać za granicą. Dołączyłam najpierw do szkoły amerykańskiej, ale był to kurs online. Trwał cały rok. Ale w międzyczasie znalazłam też 3-poziomowy kurs w Londynie. Wszyscy podchodzili do tej nauki niezwykle poważnie, a egzamin był naprawdę trudny. Siedzieliśmy porozstawiani jak na egzaminie w szkole. Ale oczywiście go zaliczyłam. Mogę wręcz powiedzieć, że byłam na kursie prymuską!

Masz tak wyostrzone zmysły czy może nabrałaś już wcześniej doświadczenia?
Rzeczywiście wiele już się nauczyłam przy piwach. To nieco podobne światy. Wiedziałam jak się poruszać po tej drodze – kolor, zapach, pierwszy smak, drugi smak, posmak. Jako dziennikarka miałam też większą łatwość w mówieniu o tym wszystkim. Prawda jest taka, że wiele osób też boi się mówić o tym, co wyczuwa podczas jedzenia czekolady, tymczasem nie ma czegoś takiego jak lepsza lub gorsza degustacja. Nie ma jednego schematu. Wtedy w Londynie doświadczyłam tego w bardzo szczególny sposób, bo byłam jedną z nielicznych Europejek na kursie. To zadziwiające jak inne podniebienia mają mieszkańcy odległych zakątków świata. Ale to wynika z tego jakie smaki znają na co dzień. Właśnie dlatego, że każdy ma swoją bibliotekę smaków, każdy ma prawo czuć po swojemu czekoladę. Ale istotne jest właśnie to, że w ciągu dnia w ogóle nad tym się nie zastanawiamy.
I właśnie dlatego tak ważne jest, by o czekoladzie mówić jak najwięcej, budować kulturę jej jedzenia, co też obie staramy się robić.
Tak, gdy w pewnym momencie miałam już pewien zasób wiedzy i znając YouTube, zdecydowałam się na swój kanał. Integralną częścią jest też sklep Dom Czekolady, bo mijałoby się z celem mówienie o czekoladzie, do której ludzie nie mają dostępu. Miałam więc przestrzeń do opowiadania, a czekolada stała się moim narzędziem. Narzędziem pozwalającym popracować nad uważnością w jedzeniu. I życiu w ogóle.
Czy dzięki tym licznym kursom i jeszcze liczniejszym doświadczeniom odnalazłaś swój ideał czekolady?
To jest raczej tak, że.cały czas ją odkrywam. I cały czas przyłapuje się na tym, że smakują mi coraz to inne rzeczy. Jestem za bardzo ciekawa czekolady, żeby poprzestać na jednej ulubionej. Nadal bardzo szanuję ziarna z Madagaskaru, owoce, cytrusy i kocham tą świeżość. Ale niedawno odkryłam siano, oliwki, raczej męskie smaki wędzone, ziemiste i to mnie teraz intryguje. Mam też ulubione czekolady sezonowe. Takie, do których lubię tęsknić. Np. czekolada z oscypkiem od Beskid chocolate to czekolada, która nie jest na co dzień, a do której chętnie wrócę zimą.
Tymczasem mamy lato, czas w którym chyba właśnie odkładamy czekoladę na bok, z myślą o powrocie chłodniejszych temperatur. Czy słusznie?
Ktoś nam to wmówił, że czekolada nie pasuje do lata. I faktycznie, trzeba na nią uważać, podając, bo jednak się łatwo rozpuszcza. Ale przecież ona tak samo dobrze smakuje, gdy jest gorąco! Odkryłam to, będąc w Hiszpanii, gdzie spędzamy sporo czasu. Tam również produkuje się świetne czekolady i ludzie jedzą ją nawet w bardzo upalne dni. Niedawno, będąc na Teneryfie, utwierdziłam się w przekonaniu, że czekolada pasuje do ciepłych klimatów. Próbowałam tamtejszej czekolady z niewielkiej manufaktury Lava, która idealnie odzwierciedla ten ognisty region. Miała w sobie dodatek pieprzu i chili, była to mocna czekolada i być może nie każdemu by przypadła latem.
Jaka czekolada pasuje do gorących miesięcy?
Muszę przyznać, że (choć wolę czekolady ciemne) latem mam słabość do czekolady białej. Jest pięknym płótnem dla artysty czekoladnika, bo świetnie uwidacznia wszelkie owocowe dodatki. Świetną białą czekoladę jadłam u polskiego producenta – Manufaktura u Dziwisza, który połączył ją z matchą i poziomkami.
Latem można też poszaleć z samymi owocami w czekoladzie, bo to sezon na truskawki, maliny, czy wspomniane poziomki…
Oczywiście, ja polecam też mrożonego banana w czekoladzie, który jest też chyba najzdrowszym lodem na świecie. Natomiast, co do owoców to niedawno odkryłam świetnego producenta – ChocoMe. Znajdziemy tam mnóstwo orzeźwiających smaków, takich jak skórka cytryny czy grejpfruta, mango i imbir w czekoladzie. Są to produkty lekkie, niezobowiązujące, niekoniecznie do kontemplacji smaku, ale raczej zabawy, ale właśnie po to są wakacje!
Czekolada może być dla zabawy, rytuału degustacji, ale świadomość tego jest chyba bardzo skąpa wśród Polaków. Ta kultura dopiero się buduje małymi krokami. A jak to wygląda z perspektywy sprzedawcy? Z jakich powodów Polacy najchętniej sięgają po czekoladę?
Rzeczywiście, koneserów jest zaledwie garstka. Ale ludzie są coraz ciekawsi czekolady, proszą o zestawy, które pomogą im wejść w ten świat. Zawsze polecam im zestaw Françoisa Pralusa, który serwuje czekoladę 75% z różnych stron świata i pokazuje jak bardzo różnią się te na pozór te same tabliczki. każdy czegoś innego szuka i chce spróbować. To często otwiera oczy! Nieraz trafiają do mnie osoby, które poszukiwały zdrowej czekolady. I tak, szukając czekolady 100% czy bez cukru, odkrywają, że świat czekolady jest bardzo szeroki. Ludzie szukają też u mnie czegoś na prezent, więc to rzeczy, które ładnie wyglądają i mogą zrobić wrażenie. Nadal jednak często nie mają świadomości, że w przypadku czekolad bean-to-bar cena nie wynika z tego opakowania, lecz z jakości surowca i kunsztu produkcji. Gdy kupują wino, mają jakąś taką świadomość, że są droższe i tańsze, natomiast w przypadku czekolady często wyższa cena stanowi problem, właśnie ze względu braku wiedzy o czekoladzie.

Jednym słowem – mamy obie jeszcze wiele do zrobienia na tym polu!
Tak, jest jeszcze wiele tematów, którymi trzeba się zająć. Mój synek, Borys, wręcz uwielbia wziąć sobie kawałek czekolady (wcale nie mlecznej!) i ją sobie jeść w samotności. Ale prawda jest taka, że czekolada dedykowana dzieciom to bardzo palący temat, bo to, co zwykle uważa się za czekoladę dla dzieci jest wręcz przerażające! Ale to znaczy, że jeszcze sporo wyzwań przed nami w edukacji społeczeństwa, ale też przed samymi producentami.
Dzięki za spotkanie i rozmowę!
Brak komentarzy