Jak (i dlaczego?!) wielbicielka tatara została ambasadorką czekolady wegańskiej
… czyli za co pokochałam czekolady Las Vegan’s. Chodźcie ze mną w las, tam najlepiej słucha się historii.
Uwielbiam las. Niemal od dzieciństwa snułam marzenia o domku obrośniętym bluszczem mieszczącym się tuż na skraju lasu, do którego mogę udać jak tylko mam na to ochotę. A ochotę mam niemal zawsze. Chodzę do lasu, gdy mi naprawdę źle. I w tych najlepszych momentach życia. W ciszy lasu znów potrafię usłyszeć siebie. Złapać dystans do tego, co nie jest warte moich nerwów. Tuptanie pomiędzy drzewami ma wręcz magiczną moc, którą nie sposób wyjaśnić w jednym krótkim artykule. Dlatego przejdę teraz do czekolady.
Czekolada przyjazna lasom
W związku z moim powyższym wyznaniem, trudno się dziwić, że czekolady Las Vegan’s wzbudziły moją sympatię już przez wzgląd na samą nazwę. A i ta nie jest przypadkowa. Twórcy tej linii, Krzysztof Stypułkowski, Tomasz Sienkiewicz oraz Marcin Parzyszek, czyli team Manufaktura Czekolady – Chocolate Story, mieli misję wykreować linię czekolad przyjazną dla przyrody i człowieka. Czekoladą ekologiczną w każdy możliwy sposób. I po 13 (!!!) latach pracy udało im się to! Więcej na temat tego projektu przeczytacie w moim innym artykule >>> KLIK!
Opakowania czekolad Las Vegan’s są absolutnie kompostowalne w warunkach domowych. I to jest WOW! Nie zawierają żadnego plastiku. Barwniki użyte do produkcji etykiet są przyjazne przyrodzie i nieszkodliwe dla środowiska. Co istotniejsze, czekolady z tej lini zawierają wyłącznie składniki pochodzenia z gospodarstw ekologicznych. Nie znajdziemy tam żadnej chemi, sztucznych barwników czy innych dodatków z bardzo długimi nazwami. Można jeść ze spokojnym sumieniem.
Mleko kokosowe czy owsiane?
Dla wielu osób może być zaskoczeniem, że patronuję linii czekolad wegańskich, bo moją ulubioną przystawką, kolacją, a nawet obiadem jest… tatar. Cóż, z racji wykonywanego zawodu (dziennikarka kulinarna), a i z własnego wyboru jestem wszystkolubna i wszystkożerna. Kocham jeść jaja, ryby, sery, mięsiwo, a i gluten oraz cukier. Ale… mam niewiarygodną wręcz słabość do wszelkich zamienników mleka krowiego. Wszelkiego rodzaju wynalazki, takie jak mleko migdałowe, z nerkowców, owsa czy ryżu zawsze znajdą miejsce w mojej lodówce. I mojej kawie. To jest drugi z ważnych powodów, dla których zostałam ambasadorką Las Vegan’s. Po prostu ciekawią mnie eksperymenty z czekoladą mleczną, która zawiera zamiennik konwencjonalnego mleka. W tym wypadku ten eksperyment jest bardzo udany. A efekty smakowite. Ale musicie to sami ocenić, bo co podniebienie to inne wrażenia.
Tak ładne, że szkoda jeść!
Jako estetka, której podoba się wszystko, co przypomina jej las i jest skąpane w kolorach naturalnych, przepadłam zupełnie, gdy tylko zobaczyłam etykiety czekolad Las Vegan’s. Ale dopiero to, co ujrzałam po odpakowaniu, wzbudziło mój absolutny zachwyt. Na tabliczce czekolady znajdziemy odciśnięty stempel jelonka.
Mimo, że stempel wydawał mi się tak ładny, że aż szkoda mi było jeść tabliczkę, zjadłam. Kobieta, która nie potrafi się powstrzymać przed gryzem to chyba najlepszy komplement dla czekoladnika. A było co jeść! Aktualnie oferta linii Las Vegan’s to aż 17 różnych produktów (na początku miały być tylko cztery tabliczki), wśród których znajdziemy nie tylko ciekawe tabliczki, ale też orzechy oraz owoce w czekoladzie (żurawina i morwa biała!), a także batoniki. Możecie wybrać, m.in. czekoladę z malinami, owocami leśnymi, orzechami, ziarnem kakao. Niektóre zawierają też alternatywy cukru, czyli są słodzone erytrytolem. Czekolady mają różne zawartości kakao oraz dodatków, przez co każda tabliczka jest inna, unikalna, warta bliższego poznania.
I na koniec… lubię ludzi
I to nawet bardziej, niż czekoladę. Serio! Gdy na Instagramie skontaktowała się ze mną Ania z teamu Las Vegan’s poczułam po prostu dobrą energię. Flow. Kleiło się. Nazwijcie sobie to jak chcecie. Koniec końców, do podjęcia współpracy o wiele bardziej niż duże sumy pieniędzy (nie, żebym gardziła…) czy też fejm, przekonuje mnie moja intuicja. W tym wypadku podpowiadała mi, że mam do czynienia z ludźmi, z którymi mi po drodze. I tu mały dopisek – twórców Manufaktury Czekolady poznałam jakieś 15 lat temu, gdy ich manufaktura była jeszcze manufakturą, a ich produkty raczkującą marką, która dopiero torowała sobie drogę do brzuszków łasuchów poszukujących czegoś naprawdę dobrego oraz jakościowego. Co tu dużo mówić, mam sentyment do tego spotkania. I zawsze będę mieć. To dzięki Krzyśkowi i Tomkowi weszłam nieco głębiej w świat czekolady rzemieślniczej, poznając technikę i maszynerię stojącą za tym całym procesem.
Brak komentarzy