Czy jestem czekoladowym snobem?
Czy każdy, kto lubi czekoladę jest czekoholikiem? Czy każdy czekoholik jest koneserem? Czy każdy koneser jest snobem? I czy jadam jeszcze czekoladę ze zwykłego supermarketu?
Moje mieszkanie jest stanowczo za małe! Co prawda, mierzę nieco więcej, niż wyrośnięty Hobbit, ale mój apetyt przerasta niejednego olbrzyma. Jak łatwo się domyślić, szybko zabrakło w nim półki na moje czekoladowe zasoby. Dosłownie. Pewnego dnia w centralnym punkcie mojego mieszkania stanęła więc wielka kartonowa skrzynia. Pełna czekolady, ma się rozumieć. Cóż, czekolady degustuję, a nie pożeram, stąd trochę się ich nazbierało…
Czekoladę dostaję w prezencie od moich znajomych, którzy dbają o to bym nie była kanciasta, a obła. Otrzymuję ją również od producentów, którzy liczą się z moją opinią. Albo po prostu mnie lubią. Czekoladę wreszcie sama kupuję, zwykle w sklepach, w których raczej nie znajdziemy kilograma kiełbasy lub packi na muchy. Innymi słowy, owa niepozorna skrzynia, która – w opinii wielu – psuje nowoczesny dizajn mojego mieszkania jest skrzynią pełną skarbów – czekolad z wyższej półki, których cena często jest dziesięciokrotnie wyższa od tych, które znajdziemy w pospolitym markecie.
Cóż, każdy ma jakieś hobby. Prawda? Przez lata – tak teoretycznego, jak i praktycznego – zgłębiania czekoladowego świata ze zwykłego upodobania, przeszłam w nałóg. Jem (lub piję) czekoladę każdego dnia. Zbyt wiele o niej wiem, bym mogła tak po prostu zrezygnować z niej w mojej diecie. I bym zadowoliła się byle czym. Odpowiednio trenowane kubki smakowe stają się strażnikami dobrego smaku i działają jak psy gończe, które potrafią wytropić dla nas coś naprawdę ekstra. Pozwalają wyłapywać smakowe niuanse w kawałku smakołyku, sprawiając, że jedząc kostkę za kostką, czujemy się jak byśmy przewracali strona za stroną fascynującej książki. Jedzenie staje się przygodą. A my koneserami.
To zdjęcie NIE przedstawia skrzyni opisywanej w tym artykule, a jest zaledwie elegancką symulacją skrojoną na potrzeby tego artykułu. Prawdziwa skrzynia jest duuużo większa i nieco mniej reprezentatywna.
Koneser brzmi dumnie, prawie tak jakbym zdobyła tytuł doktorski z jedzenia czekolady! Ale i trochę… niebezpiecznie. Bo czy właściwie wolno mi jeszcze jeść czekoladę z supermarketu? Czy jedząc ciastko z czekoladą muszę zapytać na jakiej czekoladzie było zrobione? I grzecznie odmówić dalszej konsumpcji, jeśli nie była to czekolada rzemieślnicza? A co jeśli poczęstowana czekoladą spoza wyższej półki uznam, że jest całkiem dobra? Czy to wykluczy mnie z grona koneserów?
Jak sami widzicie posiadanie takiego hobby to nie łatwa sprawa. A mogłam być zwykłą kobietą – kolekcjonować szpilki, fascynować się sztuką robienia idealnej kreski nad okiem i zajadać się Milką podczas oglądania Netflixa. Życie byłoby prostsze. Tymczasem – nie wiedzieć czemu – moje stopy lubią kroczyć krętymi ścieżkami. I tak oto jeden mail sprawił, że stanęłam tymi stopami na przedziwnym rozdrożu…
Dostałam propozycję degustacji czekolady, która nijak nie pasowała do tego, co jem na co dzień. Co zrobiłam? Po chwili namysłu, paru westchnięciach i przygryzieniu wargi, przystałam na tą propozycję. Niekoniecznie dla walorów smakowych. A dla dobrostanu psychicznego.
Hę?
Uznałam, że moje kubki smakowe mają służyć mi, a nie ja im. Innymi słowy, nie chcę stać się niewolnikiem swojego wysublimowanego hobby. I jeśli chcę spróbować czekolady nierzemieślniczej daję sobie do tego prawo. Ponad wszystko, łącznie nawet z czekoladą (!) cenię swoją wolność. Odkąd pamiętam wymykałam się wszelkim schematom i dobrze mi z tym. Jeszcze lepiej mi z myślą, że w jednym artykule publikuję zdjęcia ekskluzywnych czekolad bean-to-bar obok czekolady przemysłowej, którą za kilka złotych polskich kupicie w markecie.
Jeśli już mowa o tej czekoladzie, otrzymałam paczkę polskiej Terravity. Znalazłam w niej kilka różnych tabliczek, z których jedne niezbyt mi smakowały (zbyt gorzkie i płaskie), a inne uznałam za całkiem smaczne! Plus za ciekawe i bardzo wyważone połączenia smakowe. Owszem, nie jest to czekolada z wyższej półki, ale jednak… czekolada! Miazga kakaowa (na pierwszym miejscu), cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna z soi… Całkiem porządny skład. To wszystko popchnęło moje stopy do dalszej wędrówki tym tropem, a właściwie moje ręce do poszperania na stronie Terravity. Znalazłam krem czekoladowy bez oleju palmowego – to się chwali.
Cieszy mnie to, że od jakiegoś czasu producenci przemysłowych czekolad widzą potrzebę uszlachetniania swoich czekolad i czyszczenia etykiet. To, co najlepsze w rzemiośle powoli przedostaje się do wielkich fabryk. Na szczęście żyjemy w czasach, w których świadomość konsumencka jest na tyle spora, że domaga się jakości w każdym zakątku świata gastronomicznego. Producenci czekolad o tym wiedzą i starają się podążać za (coraz wyższymi) wymaganiami dyktowanymi przez czekoladożerców. Przykład? Jakiś czas temu Milka pojawiła się w wersji „dark-milk”. Wedel zaczął mocno podkreślać z jakiego regionu używa ziarna (Ghana). A szwajcarski gigant, Lindt, jeszcze w tym roku wprowadzi linię czekolad mlecznych na bazie… mleka (pardon, napoju) owsianego!
Zjadłam więc czekoladę nie z mojej skrzyni i… było to całkiem miłe wydarzenie. Pewnie niejeden raz uraczę się jeszcze czekoladę tego typu. Co nie znaczy, że rezygnuję z niepisanej roli bycia ambasadorką bean-to-bar w naszym kraju. I że nie widzę różnicy między jedną a drugą czekoladą (ale o tym w oddzielnym artykule). Na świecie jest naprawdę sporo przestrzeni (i ludzkich istnień), dlatego jest miejsce dla wszystkich. Lodów rzemieślniczych (które uwielbiam) jak też tych napowietrzonych w skrzynkach i na patyku (które też kupuję!). Maleńkich piekarni prowadzonych przez pasjonatów, jak też wielopokoleniowych gigantów, którzy pieką na całą Polskę tony pieczywa. Jest miejsce dla cukierni butikowych, w których każde ciastko jest ręcznie składane przez kilka godzin, a są też miejsca, w których blachy ciast powstają mieszane przez maszyny w godzinę. I tak samo to funkcjonuje w kinie, kosmetykach, odzieży, meblach i niemal każdej innej dziedzinie. Przemysł zawsze istniał obok rzemiosła i o ile ani jednemu ani drugiemu nie można zarzucić ewidentnego braku etyki o tyle ja nie mam nic przeciwko ich obecności w świecie.
A Wy?
Nie wiecie? Może macie ochotę się przekonać? Do wygrania paczuszka z czekoladami! Co trzeba zrobić? Polub któreś z moich kont w mediach społecznościowych i zostaw tam komentarz (pod zapowiedzią tego wpisu) z odpowiedzią na pytanie: Jaką czekoladę zjadłeś ostatnio? Była smaczna?
Brak komentarzy