Czekolada od znanych blogerów – czy to może się udać?!
Natalia i Łukasz to autorzy chyba najpopularniejszego bloga podróżniczego w Polsce. Kilka lat temu otworzyli sieć swoich cukierni DESEO. A od niedawna zaczęli też produkować swoją rzemieślniczą czekoladę. Sprawdzam czy taki koncept może się udać. I jak smakują efekty ich pracy.
Schemat jest zasadniczo prosty, a intryga zakręcona jak świński ogon. W sporym skrócie wygląda to tak – zakładasz bloga. W międzyczasie dokładasz do niego media społecznościowe. Tworzysz mniej lub bardziej clickbaitowe treści. Promujesz się tu i ówdzie. Albo po prostu tworzysz wyjątkowo ciekawe artykuły. W każdym bądź razie w ten lub inny sposób zyskujesz, tzw. fejm. A w raz z nim followersów. Z czasem orientujesz się, że rzesza wiernych obserwatorów może właściwie stać się twoimi klientami. I tak oto pewnego dnia z influencera stajesz się projektantem mody lub obuwia. Wypuszczasz swoje autorskie perfumy, biżuterię lub też książkę. I… okazuje się, że z dziesiątek tysięcy fanów tylko garstka jest zainteresowana Twoimi produktami.
Niestety taki los (klapa) spotkał wielu internetowych twórców. Dlatego tak bardzo byłam zaintrygowana, gdy pewnego dnia kilka lat wstecz dobiegła mnie wiadomość, że para znanych mi blogerów z bloga Taste Away otwiera swoją cukiernię. I to nie byle jaką – butikową! I szczerze powiedziawszy moje zaintrygowanie z każdym dniem obrastało pewnością, że to będzie jedna z najlepszych cukierni w Polsce.
DESEO Patissierie&Chocolaterie
Nie pomyliłam się. Mam farta? Świetną intuicję? Niekoniecznie. Po prostu obserwując tą ambitną parę od wielu lat, raczej można było spodziewać się, że – jak do każdego swojego projektu – tak też do DESEO Patissierie podejdą z największym zaangażowaniem i dbałością o każdy szczegół, no i ze smakiem na pierwszym miejscu. Tak też się stało – dziś to jedna z najbardziej znanych i prężnie rozwijających się marek w Polsce z ponad 35 tys. polubień na Facebooku. Dlaczego – w przeciwieństwie do wielu kolegów z Internetu – im akurat się powiodło? Natalia i Łukasz nie „wykorzystują” nachalnie swoich zasięgów z bloga na natrętną reklamę swoich innych produktów, a niejako zasięgi cukierni oraz czekolady budują w oparciu o jakość tychże produktów. Ich blog podróżniczy przyczynił się jedynie do powstania DESEO, przynosząc inspiracje cukiernicze z całego świata. Ale jakość nie zrobi się tylko na bazie tysięcy lajków. To wiedza, doskonałe surowce i godziny ciężkiej pracy.
Mimo wszystko z niemałym zaskoczeniem przeczytałam któregoś dnia anons o ich nowym projekcie – czekoladzie bean-to-bar! O ile stworzenie swojej butikowej cukierni to nieco wyższy level, to już produkcja czekolady rzemieślniczej jest czymś w rodzaju akrobatyki – decydują się na to z lekka szaleni ludzie. Do produkcji czekolady nie wystarczy zakupić o jedną maszynę więcej i wcisnąć ją gdzieś na zaplecze. Ani przejść dwudniowy kurs.
Przejdźmy do sedna. Do czekolady! Niestety nie miałam przyjemności próbować wszystkich wypuszczonych tabliczek DESEO Chocolate (oj, św. Mikołaju jak mi się marzy taki zestaw degustacyjny, słyszysz?). Nie mniej, te które jadłam oceniam na… Pozwólcie, że zamiast wystawiać notę, omówię jedną z tabliczek, która przypadła mi do gustu. Zakupiłam ją akurat nie u producenta, a w sklepie Sekrety Czekolad. Mowa o ciemnej czekoladzie z ziarna z Indii z dodatkiem imbiru.

Co tu się udało?
Niemal wszystko! Zacznijmy jednak od opakowania. Subtelne, z klasą, a nade wszystko z etykietą, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że ktoś tu odwalił kawał dobrej roboty. Z etykiety tej dowiadujemy się z jakiego regionu zebrano ziarno, w tym wypadku ziaren kakaowca uprawianego w regionie Kerala. Ba, mamy nawet nazwę samej plantacji! I numer partii. Mamy też podaną zawartość kakao – 70%, gramaturę – 60 g, a także świetny czysty skład: miazga kakaowa, nierafinowany cukier trzcinowy BIO, masło kakaowe BIO. Sama czekolada opakowana jest w dość łatwo dający się odpakować (zdaje się biodegradowalny) materiał. Po otarciu uderza nas intensywny zapach. I właśnie to słowo – intensywny – jest właściwym określeniem do podsumowania całej tabliczki. Ale zanim o niej – bardzo dobrym pomysłem jest zdjęcie autorów włożone do środka opakowania, które nam przypomina, że to bean-to-barowy autorski produkt, a nie kolejna tabliczka stworzona bezdusznie i bez większego celu. Dzięki kodowi QR możemy szybko zobaczyć filmik z procesu produkcji.

W samej tabliczce dużo się dzieje! Już sam zapach zniewala. Dla mnie, wbrew temu co sugeruje producent, nuta wiśni (czy też konfitury wiśniowej) jest nie delikatna, lecz dominująca. I to mi się podoba. Lekkie nuty śliwkowe, troszkę orzechów, sporo kakao. Mniam! Tabliczka ta zdecydowanie domagała się kolejnego kawałka. Domagała się też uwagi i zdjęcia, bo ktoś tu również zadbał o stronę wizualną. Co tu dużo pisać – tabliczka wygląda zjawiskowo, prezentując otwarty owoc kakaowca. Jest też firmowy stempel.

Jakieś wady?!
Jak wspomniałam na wierzchu tabliczki były również kawałki imbiru. Imbir lubię tak bardzo, że właściwie mogłabym mieć tak na czwarte imię (jeśli takowe by było przyznawane), jednak w tym wypadku uznaję, że tabliczka jest tak ciekawa, że tak niewielki (choć wcale nie znikomy!) dodatek imbiru pozostaje niezauważony, a przez to niekonieczny.

Inną sprawą jest cena. Tabliczka kosztuje 29 zł. Szczerze powiedziawszy dla kogoś takiego jak ja nie jest to jakiś szok sprawiający, że muszę chwilę przysiąść z kotem na rękach, by ten pomógł mi dojść do siebie. Ale jednak w porównaniu do pozostałych polskich producentów kraftowej czekolady jest to cena zdecydowanie wyższa. Czy mam o to pretensje? Żadnych. Jednych ta cena pewnie odstraszy i się zrażą do bean-to-barowej czekolady. Innych znowu przekona, że to produkt kompletnie inny (czyt. lepszej jakości), niż tabliczki z supermarketu. W każdym razie grupa zainteresowanych (czyt. wielbicieli butikowych słodkości DESEO) jest niejako przyzwyczajona do cen marki, a przede wszystkim ma świadomość z czego ta cena wynika.
Inną rzeczą jest, że jakiś czas po serii premierowych tabliczek, marka wypuściła serię znacznie tańszych czekolad bean-to-bar. Czym się różnią i jak smakują napiszę, gdy zrobię odpowiedni research (czyli po ich konsumpcji).
Podsumowując…
… tabliczki marki DESEO oceniam na zdecydowanie udane. Widać w tym wszystkim pasję i rzetelność. To nie jest przypadkowy produkt. Natalia i Łukasz to przykład tego jak znana marka może pomóc raczkującemu trendowi zyskać na szerszym rozgłosie. Jestem pewna, że spore grono osób po raz pierwszy spróbowało czekolady bean-to-bar (ba, dowiedziało się o istnieniu takiego tworu!) właśnie dzięki tym ludziom. No i Przemkowi, ich głównemu technologowi. Z wielkim zaciekawieniem i entuzjazmem będę nadal obserwować ten projekt i z pewnością nie raz sięgnę przede wszystkim po tabliczki DESEO Craft Chocolate.
1 komentarz
[…] ta ma także swoją wersję z dodatkami, o której już pisałam oddzielną recenzję >>> KLIK! Ostry imbir świetnie współgra ze słodyczą tej […]