DESEO – wielki test tabliczek
Wielkie były przede wszystkim moje oczekiwania. Bo po dotychczas degustowanych tabliczkach spodziewałam się czegoś równie świetnego. Czy moje wyobrażenia zostały spełnione? Czy jakaś tabliczka wybija się nad inne? Czy wreszcie, któraś mi nie zasmakowała? Zapraszam do stołu! Lektury, znaczy się…
Zacznijmy od tego, że w tym roku św. Mikołaj przysłał mi prezent znacznie wcześniej, niż by wypadało. Cóż, najwidoczniej byłam bardzo grzeczna przez ostatnie pół roku. Pewnego dnia zawitała do mnie paczka od DESEO, a w niej kilkanaście tabliczek tegoż producenta, o którym co nieco pisałam tutaj >>> KLIK! Do ich degustacji jednak nie przystąpiłam od razu. I – bez obaw! – nie pochłonęłam wszystkich na raz w całości. Przy takiej liczbie tabliczek trzeba przemyśleć strategię!
Generalna zasada przy degustacji wielu różnych typach czekolady jest taka, że zaczynamy od single originów. W tym od tych najmniej procentowych, dochodząc do tych z największą zawartością kakao. Potem zabieramy się za tabliczki z dodatkami (i znów startujemy od tych najmniej procentowych i ekstremalnych). Przykładowo – biała czekolada, potem 70% single origin, a następnie single origin 70% z solą. Choć uważam, że czekolady jednorodne najlepiej degustować w ogóle na oddzielnym posiedzeniu.
Na degustację trzeba dać sobie czas i przestrzeń. To trochę tak jak z poznawaniem człowieka. Bywa, że ten kto w towarzystwie bryluje ciętym dowcipem i robi za hura bura, gdy tylko zostaje sama na sam z drugą osobą nerwowo przebiera nóżkami i nie potrafi spojrzeć prosto w oczy, słysząc pytanie o to jak minął mu dzień. Podobnie -jakaś czekolada jedzona zaraz po obiedzie i zapijana kawusią ze spienionym mleczkiem będzie wydawać się wybitnym deserem, ale już gdy spróbujemy ją na pusty żołądek bez towarzystwa innych bodźców smakowych, spowoduje zgagę i wspomnienie asfaltu.
Podobno, by poznać człowieka trzeba go zabrać w góry. Ja, by poznać czekoladę, lubię udać się do ogrodu. Tak też zrobiłam z każdą z 8 tabliczek, które poddałam testowi mojego podniebienia. Zastanawiacie się, gdzie podziało się tych kilka pozostałych? Cóż, w jakiś dziwnych okolicznościach zniknęły. Papierki znalezione w sypialni dały mi pewność, że w okolicy nie grasuje żaden złodziej, ani nie działają siły nadprzyrodzone. A raczej, że wyszłam za mąż za skrytożercę czekolady. Eh… Przynajmniej wyrobił sobie przy mnie gust. Przejdźmy jednak z sypialni do ogrodu. Do tabliczek DESEO. To, co je łączy wszystkie to dwie rzeczy. Wszystkie mają niezwykle gładką teksturę, która błyskawicznie i aksamitnie otula podniebienie. To ogromny plus. Kolejną wspólną cechą jest ich wyważoność. Wszystkie są z jednej „bajki”, to znaczy żadna nie jest ekstremalna. Mimo, iż jedne są owocowe, inne orzechowe, a jeszcze kolejne zawierają dodatki smakowe, każda jest bardzo harmonijna.
Nikaragua 70%
To, co trzeba podkreślić to fakt, że czekolady z ziaren tego pochodzenia to prawdziwa rzadkość! Ziarno z Nikaragui wykorzystywane jest głównie przez małych rzemieślniczych producentów do czekolad jednorodnych. Wystarczy spróbować czekolady DESEO, by przekonać się dlaczego tak jest. Czekolada z tychże ziaren jest absolutnie doskonała. Mocno kakaowa, a zarazem delikatna, pozostawiając słodycz na koniec! Lekkie nuty drzewne pozostawają cały czas w tle i sporo aromatów owocowych, w tym – jak dla mnie – suszonej śliwki, truskawki i moreli. Posmaki orzechowe. Jest w tej tabliczce taka przyjemna świeżość i lekkość, która sprawia, że dla mnie jest to doskonała osłoda na popołudnie. To jednak zdecydowanie czekolada, która domaga się celebracji, a nie wrzucenia mimochodem kosteczki do buzi przy oglądaniu nowej propozycji Netflixa. Raczej na spacer po niezmącony hałasem lesie.
Ta tabliczka występuje też w wersji z nibsami. Jest to niezwykle udane połączenie, które dla mnie jest wręcz niebezpieczne, bo prażone ziarno to moja wielka namiętność. Jedząc tą wersję, wyczuwam więcej akcentów orzechowych w ziarnie. Idealna na jesień. Idealna do lektury mocnego kryminału, w którym napięcie potęguje się z każdą przewróconą stronicą.
Indie 70%
To dość podobna tabliczka do tej opisanej powyżej. I ogromnie polecam zestawić je obok siebie w czasie degustacji. Zabawne jest to, że w moim odczuciu ta tabliczka, choć pachnie mniej owocowo, niż jej poprzedniczka, ma więcej owoców w samym smaku! Mamy tu więcej słodyczy, niż kakao, stąd również polecałabym ją jako deser. Nie wyobrażam sobie, by komuś nie zasmakowała ta tabliczka – jest delikatna, ale absolutnie nie mdła. Wyczuwamy tu mnóstwo nut cytrusowych (ta czekolada ma też nieco większą kwasowość), ale gdzieś w tle też są wiśnie, a nawet czarny pieprz! Jeśli miałabym podziękować komuś w ważnej sprawie, nie wiedząc jednak w jakich słodyczach gustuje bohater, wybrałabym w ciemno właśnie tą tabliczkę.
Czekolada ta ma także swoją wersję z dodatkami, o której już pisałam oddzielną recenzję >>> KLIK! Ostry imbir świetnie współgra ze słodyczą tej tabliczki.
Dominikana mleczna orzechowa
Coś dla fanów popularnego kremu orzechowego (Nutelli, mówiąc wprost). Więcej tu orzechów, niż samej czekolady, ale to w żadnym przypadku nie jest zarzut. To, co zaskakuje to gładkość tej tabliczki – gdyby ktoś tego nie napisał na etykiecie, nie zgadłaby, że orzechy to główny składnik (nie czuć absolutnie żadnej ziarnistości). Świetnie się rozpuszcza na języku. W przeciwieństwie do popularnego kremu, nie jest w ogóle przesłodzona ani nadmiernie tłusta. Raz, że ziarno z Dominikany charakteryzuje dość goryczkowy pismak. Dwa, że ktoś zadbał o skład. Szczerze powiedziawszy, wyobrażam sobie, że mogłabym zjeść ją w jeden wieczór. Jedzenie jej korci do tego, by rozpuszczoną polać gruszki z patelni albo banana. Ba, rozsmarować na naleśniku. Moja zachcianka, co do tej tabliczki jest taka, by znalazły się w niej również duże orzechy laskowe. Ale wiadomo – mam bzika na punkcie chrupania.
Dominikana mleczna z karmelem i solą
To samo ziarno (z tej samej plantacji) stało się podstawą do stworzenia kolejnej bardzo apetycznej tabliczki. Tym razem rozpustnej propozycji, która stała się ulubioną fantazją wielu Polaków (w tym mojej skromnej osoby) z karmelem i solą. Ta czekolada ma smak ukojenia. Ziarno z Dominikany jest świetnym wyborem do tabliczek mlecznych, bo przez to nie jest to czekolada mdła i przesłodzona. Ta zawiera 52% kakao, ja podniosłabym tą wartość jeszcze nieco wyżej, ale tabliczka w żadnym wypadku nie przypomina komercyjnych propozycji, w której dominuje słodycz karmelu. Choć nie jestem fanatycznie zakochana w czekoladach mlecznych, ta tabliczka skradła moje podniebienie. Z pewnością można też ją kupić w ciemno na prezent dla każdego amatora dobrej jakości słodkości.
Meksyk 70%
Czekolada pochodząca z nowej linii, w której dominują czekolady z różnymi oryginalnymi dodatkami i w nieco bardziej przystępnej cenie. To propozycja dla tych, którzy lubią wytrawne smaki. Mamy tu mocne kakao z nutą kwiatową oraz czerwonych owoców. Ta czekolada ma swoją ciężkość, która w postaci goryczki pozostaje na języku dość długo. Degustując tą tabliczkę, zaczynamy rozumieć, dlaczego właśnie w Meksyku ktoś kiedyś wpadł na pomysł, by połączyć kurczaka z czekoladą (słynny sos mole)! Ziarno pochodzenia z tegoż kraju idealnie pasuje do dań wytrawnych. Prawdopodobnie ta tabliczka nie nie będzie raczej pierwszym wyborem większości łasuchów, ale ja osobiście mam sentyment do meksykańskiego ziarna.
Biała – malina
Niezobowiązująca jak sobotni poranek i lekka niczym sumienie małego bobasa. Idealnie zbilansowana słodycz i kwasowość. Mamy tu blend liofilizowanej maliny, co daje jej intensywny posmak. Nie czuć tu nieprzyjemnej „tłustości”, nie przytłacza słodycz. Czekolada idealna na babskie spotkanie. Albo pierwszą randkę, taką grzeczną jeszcze. Haha.
Biała – matcha
Nie jestem wielką fanką herbaty matcha w postaci napoju. Co innego czekolady. Mniam! Charakterystyczna goryczka matchy dodaje tej białej tabliczce charakterku. Nie czuć tu nieprzyjemnego proszku, który w przypadku tego typu czekolad czasem zostaje na podniebieniu. Myślę, że tego typu propozycja może przekonać tych, którzy do tej pory kręcili nosem na widok tabliczki pozbawionej kakao („bo za słodka”, „bo mdła”, „bo tłusta”).
Podsumowanie
Czekolady DESEO są bardzo przemyślane i dopracowane. Są tabliczkami domagającymi się uwagi. A szeroki ich wybór sprawia, że każdy znajdzie coś dla siebie – od propozycji bardzo deserowych po te wytrawne. Są to niewielkie gramatury (jak to w przypadku czekolad wysokogatunkowych), ze świetnymi opakowaniami, a w przypadku linii droższej z oznaczeniem nie tylko kraju pochodzenia ziarna, ale też samej plantacji!
Dziękuję producentowi św. Mikołajowi za podesłanie paczki degustacyjnej.
Brak komentarzy