Domowa Czekolada – kolejna fenomenalna marka bean-to-bar z Polski
Jak wiele historii dotyczących świetnych i unikalnych produktów, tak i ta zaczyna się od przypadku. A właściwie to… magnezu. Od wielu lat Bartek Komarnicki czuł wręcz magnetyczny pociąg do czekolady gorzkiej! W ten sposób chciał dostarczyć organizmowi jak najwięcej tegoż cennego pierwiastka (Mg) w jaki bogata jest czekolada wysokoprocentowa. Wcześniej, podobnie jak większość, jadał tylko czekolady mleczne, nie przejmując się zbytnio składnikami na tyle opakowania. Gdy już przeczucił się na te z wysoką zawartością kakao, nadal nie bardzo interesując się tym czy są jakościowo dobre. A nawet smaczne. W końcu zajadał się nimi jako suplementem diety, a nie jako koneser smakołyku.
Magnetyczne przyciąganie
Nic dziwnego, że wybierając pierwsze lepsze gorzkie czekolady dostepne w supermarketach, nie czerpał zbyt wielkiej przyjemności z ich jedzenia. Mimo wszystko, za którymś razem zaczął wyczuwać różnicę między tymi droższymi, które okazywały się być nieco lepsze w smaku. Wtedy też całkowicie porzucił te tańsze egzemplarze, ale jednocześnie pojawił się problem wysokiej ceny za tabliczkę. I to był ten kluczowy moment, gdy zaczął zacząłem czekoladowe poszukiwania w Internecie. Nie wprawiony w branżowym żargonie, znalazł jedynie kuwertury i dropsy do przerabiania na polewy i konfekcję czekoladowa, które nie zachwyciły go składem. Jednakże poszukiwania nie poszły na marne. Właśnie za ich sprawą zupełnym przypadkiem trafił na blog, gdzie autor opisywał jak robi w domu czekoladę bezpośrednio z ziaren kakaowca. W związku z tym, że nie znalazł żadnego satysfakcjonującego go produktu, postanowił spróbować swoich sił w takiej produkcji.
– Zaopatrzyłem się w ziarna kakao z hurtowni i młynek żarnowy i tak powstała moja pierwsza czekolada. Co prawda była prawie surowa, bo źle uprażyłem ziarna, ale za to była zaskakująco smaczna więc co jakiś czas podejmowałem kolejne próby – relacjonuje Bartek. Wtedy też zaczął nieco bardziej zgłębiać temat produkcji i fachowych maszyn. – Mielenie młynkiem żarnowym było koszmarne. W 2018 roku znalazłem na stronie Amazona mały melanżer, nad którego zakupem się dosyć długo zastanawiałem, bo kosztował niemałe pieniądze. Akurat tak się złożyło, że mniej więcej w tym samym czasie w firmie, w której pracowałem był konkurs, gdzie do wygrania był voucher do Amazona… Udało się zająć miejsce z nagrodami i to ostatecznie przesądziło o zakupie.
I tak właśnie narodziła się nowa polska tra… marka – Czekolada Domowa.
Głodny wiedzy
Lepszy sprzęt przełożył się na zwiększenie produkcji, a to pociągnęło za sobą apetyt na wiedzę o produkcji bean-to-bar. Tą Bartek zdobywał samodzielnie z pomocą książek i materiałów dostępnych w internecie. – Wydaje mi się, że wszystkie podstawy potrzebne, żeby wiedzieć jak przejść cały proces produkcji są dziś ogólnie dostępne. Reszta to doświadczenie, którego szkolenie może nie dać – mówi i dodaje. – Mam tu na myśli pewne sposoby na rozwiązywanie problemów oraz praktyczne porady praktyczne kogoś z dużym doświadczeniem, np. jak sobie radzić z prażeniem ziarna lub temperowaniem, itp.. Próbowałem raz dostać się na warsztaty czekoladowe, ale gdy zacząłem zadawać pytania o program, okazało się, że jestem już zbyt zaawansowany na wiedzę, którą tam przekazywali. Także moje umiejętności są wynikiem eksperymentów, gigantycznej ilości błędów i bardzo długich poszukiwań w internecie – wyjaśnia.
Obecnie produkcją zamjmuje się wraz z żoną, a jego manufaktura mieszcząca się we Wrocławiu jest właściwie… moblina! Czasami produkcja odbywa się w domu, a czasami w wynajętej kuchni. Trwają poszukiwania stałego miejsca. Co ważne – wszystkie etapy odbywają się nadal ręcznie, oprócz mielenia ziaren, ma się rozumieć.
Przede wszystkim ziarno
Zapytany o to, co jest najtrudniejsze w produkcji czekolady bean-to-bar, Bartek wskazuje na wybór dobrej jakości ziarna. Rozpoznanie dobrych ziaren, możliwości jakie oferują i odpowiednie uprażenie, tak żeby wyciągnąć z nich jak najwięcej, to kluczowe elementy produkcji. – Tutaj pojawia się wiele trudności – zaznacza. – Posiadanie odpowiedniego sprzętu odgrywa dużą rolę, czasami ziarna ( mimo tego samego pochodzenia) różnią się od siebie i trzeba na nowo odnajdywać właściwą temperaturę i czas prażenia. Są też sytuacje, że mimo wielu prób nie można odnaleźć tego poszukiwanego smaku – czy to my robimy coś źle, czy jednak ziarno nie ma wiele do zaoferowania? No i na koniec: raz uprażone ziarno nie da się uprażyć drugi raz, żeby wypróbować inne parametry – wymienia.
Bartek podkreśla jednak, że produkcja bean-to-bar w Polsce jest na tyle niszowa, że właściwie każdy etap to swego rodzaju wyzwanie. Już samo zdobywanie surowców też nie jest oczywiste, bo żeby kupować taniej, trzeba kupić więcej. Pojawia się też ryzyko zakupu produktów słabych jakościowo, przykładowo, zakup liofilizatów. – Kiedyś kupiłem maliny i banany. O ile maliny były świetne, o bananach nie dało się tego powiedzieć (były prawdopodobnie zrobione z zielonych bananów – bardzo cierpkie i mało słodkie). To poskutkowało wyrzuceniem 3 kg bananów i 4 kg czekolady do kosza. Takich zakupów niestety nie da się uniknąć i od czasu do czasu się zdarzają – relacjonuje.
Roślinne tabliczki
W ofercie czekolad Bartka znajdziemy naprawdę sporo mlecznych tabliczek wegańskich. Jak się okazuje, tematem tym zainteresował się ze względu na swoją siostrę – wegankę. Temat okazał się niezwykle szeroki ciekawy. – Można w nich inaczej komponować smaki i jest więcej opcji, przynajmniej tak mi się wydaje – nadmienia producent i kontynuuje – Z innej strony czekolady z mlekiem krowim są WSZĘDZIE, wszyscy je robią i po co nam więcej? Nie twierdzę, że nigdy nie zrobię takiej czekolady, bo robiłem ją w przeszłości i była pyszna, ale za każdym razem, gdy wyprodukowałem „mleczną” alternatywę (np. migdały, czy mleko kozie), zawsze okazywała się bardziej interesująca w smaku – wyjaśnia.
Do produkcji swoich roślinnych tabliczek Bartek używa wszelkiego typu orzechów, kokosa czy płatków owsianych. Ich proces produkcji niczym jednak się nie różni od tych konwencjonalnych, oprócz dodatkowego etapu komponowania „mleka”. Trzeba dobrać odpowiednie proporcje – a to już nie jest takie oczywiste, bo trzeba zwracać uwagę nie tylko na smak, ale też na właściwości surowców.
Owocowe słodziki
Kolejny ciekawy pomysł na jego tabliczki wyszedł z inicjatywy jego kuzyna, który z wielkim zaangażowaniem uprawia sporty wytrzymałościowe. Poszukiwał on czekolad, które będą bezpieczne dla diety sportowca, stąd Bartek wpadł na pomysł by zamiast tradycyjnego cukru do słodzenia tabliczki zastosować liofilizowanego banana. – Najpierw padły propozycje modnych słodzików: ksylitolu i erytrolu, ale w tamtym momencie mało o nich wiedziałem i nie do końca byłem przekonany – relacjonuje proces. – Zacząłem szukać czegoś innego. Wybrałem banana, bo w dzieciństwie lubiłem chupa-chups czekoladowo-bananowy i pomyślałem, że mógłby się dobrze komponować z kakao. Efekt mojego eksperymentu wyszedł dosyć kontrowersyjny, bo degustatorzy dzielą się na obozy fanów i przeciwników (bez części neutralnej), ale target mojego eksperymentu (mój kuzyn) był zadowolony, więc uznałem to za sukces!
Jeszcze więcej czekolady
Czekolady spod szyldu Czekolada Domowa dostępne są w sklepie online. Przegląd oferty może okazać się niezłą zabawą ze względu na nazwy samych czekolad, które dalece odbiegają od wszystkiego, co do tej pory widzieliście. Nie ukrywam, że właśnie ze względu na te nietypowe nazwy zwróciłam od razu uwagę na tą markę i poczułam doń dużą dozę sympatii. Nazwy takie jak: „Gdyby kózka”, „Kwaśny uśmiech” czy „Ziemianie atakują” mają nie tylko jednak zaintrygować, ale też są praktyczną wskazówką, co do składu i smaku konkretnej tabliczki. Pozwólcie, że zostawię Wam te zagadki do samodzielnego rozwikłania! To, co dodam od siebie to, że jestem naprawdę pod wrażeniem inwencji twórczej producenta i czystości etykiety, która jest po prostu świetna!
Bartek karmi nie tylko swoimi czekoladami, ale także sporą dawką niezwykle rzetelnej i głębokiej wiedzy dotyczącej produkcji bean-to-bar. A także – dla koneserów – ciekawostkami o samej czekoladzie. – Artykuły, które zamieszczam mają na celu uświadomić ludziom jak w ogóle wygląda proces i ile czasu oraz pracy to wszystko zabiera. W pewnych miejscach może napisałem trochę za dużo szczegółów, ale to i tak kropla w morzu. Wiem też jak wygląda to wszystko od strony produkcji i rzeczy, które piszę są bardziej sformułowane jako ciekawostki, niż jako instrukcje co robić.
Dla mnie osobiście blog Czekolady Domowej jest wartościowym źródłem wiedzy. Nie mniej polecam Wam przede wszystkim fenomelne i two5rzone z wielką pasją oraz dbałością tabliczki tej marki! >>> KLIK!
Brak komentarzy